Jakże to? - zastanawiam się. Teraz już nie o tym, jaka jest wartość dniówki kapłana, jednak jak wygląda zapis w ZUS. Czy zwrócą każdą kwotę, wypisaną przez księdza na druczku KP? Czy są jakieś limity? Czy może istnieje jakaś umowa między ZUS-em a Kościołem? Jakaś państwowo-kościelna komisja zasiłkowa, o której dowiemy się znów za późno? I czy jest jakaś granica przyzwoitości w wyciąganiu pieniędzy z państwowej kasy? A raczej z naszej, do której przez całe życie odkładamy sobie na własny pogrzeb. Do tej samej skarbonki, co na leczenie i na mizerną emeryturę. Nie jest to żaden prezent od państwa, żadne pocieszenie na otarcie łez, lecz oszczędności każdego człowieka pracującego.
W momencie, gdy nadchodzi dzień, kiedy będziesz musiał pogrzebać kogoś bardzo bliskiego, ostatnia rzecz, o jakiej myślisz, to pieniądze. Wtedy masz poczucie obowiązku i gest. Ale mimo całej rozpaczy nie możesz oprzeć się wrażeniu, że ze wszystkich stron wyciągają się do ciebie jakieś lepkie ręce. W szpitalu, w kościele, na cmentarzu. Jednak Ty z wdzięcznością wkładasz w nie pieniądze, bo ci dobrzy ludzie robią za ciebie czarną robotę. W naszym dostatnim, cywilizowanym świecie, fantastyczne zakłady pogrzebowe prześcigają się w jakości, bogatej gamie towarów i elegancji usług. Ty tylko wybierasz z katalogu odcień uchwytów przy trumnie i krój liter na tabliczce. Tym spokojniej, że mocą jednego podpisu cedujesz na zakład odbiór zasiłku pogrzebowego z Zus-u w Twoim imieniu.
W związku z czym nie dziwię się, iż w chwili, gdy rząd zapowiedział niedawno obcięcie zasiłku pogrzebowego, przedsiębiorcy z branży pogrzebowej uderzyli na alarm: "To sięganie do kieszeni zmarłych!". W kraju, gdzie największe święto ogólnonarodowe obchodzi się 1 listopada, nie może być nic bardziej gorszącego.
według mnie jednak może. Kiedy za duchową ostatnią posługę Kościół pobiera "co łaska" z publicznej kasy . Więc jeszcze raz pytam: który urzędnik państwowy przełożył tę łaskę na cyferki?
z dniem 1 marca 2011 r. zasiłek pogrzebowy został zmniejszony z 6400 zł do 4 tysięcy, a i tak bijemy rekordy w Europie. W roku 2009 ZUS oraz KRUS wypłaciły świadczenie pogrzebowe na łączną kwotę blisko 2,3 mld złotych. Nie widziałam statystyk, ile z tego pobrał Kościół. Nie wiem, czy są takie dane, bo księżowski rachunek nie przechodzi poprzez kasy fiskalne. Nie mówimy tu o opłatach poza wszelką księgowością.
Ale to właśnie dzięki jednemu księdzu i jednemu pogrzebowi w jeden wieczór znalazłam pomysł na uratowanie narodowego budżetu.
Wszyscy oddajmy Kościołowi ZUS, NFZ i OFE. Zdaję sobie sprawę, że to już było, ale jak zwracać, to zwracać. Jeśli nie chcemy zrzucać się na ZUS, to składajmy na tacę, co łaska. Może starzy fachowcy poradzą sobie z tym lepiej niż państwo.
Kościół, który pierwotnie opiera się na idei równości i ubóstwa, zebrał swój majątek z tacy. Pomińmy dla uproszczenia ponadpaństwową dominację Kościoła w Europie i narzucony z tego tytułu przymusowy podatek - dziesięcinę. Zapomnijmy na chwilę o zdobywaniu ogniem i mieczem nowych owieczek, mirry, złota i kadzidła w innych częściach globu. Zostańmy przy misji chrześcijańskiej Kościoła, czyli pomocy bliźniemu. Wierni przez wieki przepisywali spadki i majątki na klasztory i te wszystkie działania, których się Kościół podjął w społeczeństwie. Dzięki tej powszechnej zrzutce pełnił funkcje opiekuńcze - budował szpitale, szkoły, sierocińce i domy starców.
Urodziłam się w tzw. państwie socjalistycznym: państwie świeckim, opartym na idei równości, która była o tyle oczywista, że stan posiadania większości był bliski zeru. W moim kraju te funkcje przejęło państwo. Zbudowało 1000 szkół na Tysiąclecie, a także to wszystko, co się nazywa państwową służbą zdrowia i systemem opieki, choćbyśmy nie wiem jak wieszać dziś na nim psy. Zanim to wszystko ostatecznie zbankrutuje i na ruinach powstanie komercyjna opieka prywatna, nie widzę powodu, żeby zapominać o dorobku wspólnym.
Matka w latach 80. na kierowniczym stanowisku w banku zarabiała 40 dolarów miesięcznie, ojciec jako lekarz niewiele więcej. Ich prawdziwe dochody szły na szkoły, szpitale i żłobki.
Ja jednak jestem przeciwna by oddawano w ich i moim imieniu, co budowali i zbierali moi rodzice dla siebie, dla mnie i dla swoich wnuków. A także dla zupełnie nieznanych im emerytów, pacjentów i cudzych dzieci.
Doskonale wiadomo, zę od ładnych paru miesięcy toczy się dyskusja o majątku Kościoła. Ostatni wątek: że Kościół za komuny dużo więcej stracił niż ostatnio odzyskał. W połowie zeszłego wieku chyba wszyscy ludzie, żyjący na naszych ziemiach więcej stracili niż odzyskali. Życie, dom, bliskich, godność, majątek. I nie opracowano cudownego sposobu na rekompensatę. Nie widzę powodu więc, żeby wybiórczo przywracać jakieś status quo antem. Pozwolę sobie na wyznanie obrazoburcze: nie godzę się na nienaruszalną i wieczną świętość własności prywatnej. Ale jeśli już, to mam pomysł.
Dlatego też, bardzo uprzejmie proszę o przeprowadzenie referendum, czy naród zgadza się na przekazanie Kościołowi wyżej wymienionych instytucji... Skoro oddajemy Kościołowi majątek, zebrany przez wieki na pomoc potrzebującym, to niech przejmie na siebie opiekę nad chorymi, starcami i sierotami. Jak w średniowieczu.
Natomiast do tego czasu, korzystając z wolności słowa, próbuję się przebić z innym oświadczeniem: nie podoba mi się, że w XXI wieku z budżetu państwa, czyli z ulg podatkowych, buduje się kościoły i święte figury. Ta prosta prawda dotarła do mnie, gdy z kamerą Telewizji Objazdowej przyglądałam się budowie Chrystusa w Świebodzinie. Pół reportażu o dziwo do dziś wisi w internecie. Z jednego odcinka został tylko tytuł. Kiedy w końcu odsłonięto dziwaczną budowlę, która przerosła pomnik w Rio de Janeiro, pisano o niej dużo i do śmiechu , ale mało (patrz wcale) o jej koszcie. A zdawało mi sie, że to bardzo ciekawe. Napisałam tekst do ilustrowanej gazety dla podróżników - spadł. "Właściciel ma inną wrażliwość" - usłyszałam. ( Autor: Maria Wernikowska, źródło: http://wiadomosci.onet.pl, data artykułu: 17.06.2011)
Treść artykułu dotyczy stanu prawnego obowiązującego w czasie, kiedy powstała oryginalna publikacja w piśmie.