Natomiast w temacie lekarzy i prawników, którzy od 1 maja tego roku mają obowiązek montować kasy fiskalne, nikt nie stanął w obronie. Natomiast lekarze i prawnicy dość potulnie przyjęli kasowy obowiązek.
Zapytanie "czemu lekarze i prawnicy nie mają kas fiskalnych" posłowie zadawali od lat. Ogólna opinia w Polsce, to że obie grupy mają sporo "lewych" dochodów. Faktycznie jest, iż zatrzymują za proste porady w kieszeni 100 czy 200 zł.
Ministerstwo Finansów cały czas tłumaczyło, iż instalowanie kas w obu branżach się nie opłaca. Jeżeli sklep kupuje dużo towarów w hurtowni, jednak sprzedawca niewiele nabija na kasę, to łatwo udowodnić przekręt. Natomiast lekarz, czy prawnik oferuje swoje usługi, towarów potrzebnych w pracy kupuje niewiele, więc żeby nakryć go na nieopodatkowanych dochodach, trzeba wysłać inspektorów, którzy będą udawać klientów lub pacjentów.
Kasy fiskalne służą głównie kontroli płacenia podatku VAT, a lekarze są w ogóle z niego zwolnieni. Ponadto na kasę fiskalną przysługuje ulga podatkowa. Jednak pod koniec poprzedniego roku rząd zdecydował się "ukasowić" lekarzy i prawników. Bo - jak napisał w uzasadnieniu - wprawdzie w tym roku budżet na tym straci z powodu ulgi aż 250 mln zł, ale liczy, że odbije to sobie w następnych latach, dzięki większym wpływom z podatków płaconych przez obie grupy.
Jednak może być tak, że się przeliczy - dla większości lekarzy i prawników nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu nie instalują kas. Ministerstwo Finansów w dalszym ciągu nie posiada danych, ilu przedstawicieli obu zawodów je sobie kupiło.
W jaki sposób zliczyć obroty pod stołem?
Do tej pory lekarze mieli prawo rozliczać na kilka sposobów. Najczęściej stosowanym była tzw. książka, czyli rozliczanie na ogólnych zasadach opodatkowania. Lekarz musiał prowadzić książkę przychodów i rozchodów i wpisywać do niej codziennie przychody. Podatek płacił od dochodów - sumy, która zostawała mu po odliczeniu kosztów. Natomiast lekarze - identycznie jak prawnicy - zaliczają w koszty to, co się da: czynsz za lokal, sprzątanie, zakup sprzętu, leasing samochodu, opłaty za gaz, energię, telefony, środki czystości, ekspres do kawy. Znany jest casus adwokata, którzy wrzucił sobie w koszty płyty CD z muzyką. Powiedział on, iż słuchając muzyki przygotowuje się do rozpraw. Miał pecha, bo przyszła do niego kontrola.
Kolejny, w miarę popolarny sposób to karta podatkowa - lekarz występuje do naczelnika skarbówki o ustalenie karty podatkowej, czyli kwoty ryczałtu. Deklaruje np. że przyjmuje pacjentów trzy razy w tygodniu przez godzinę, i prosi o ustalenie kwoty ryczałtu za tę działalność. W takiej sytuacji nie ma obowiązku prowadzenia żadnych książek.
Z dniem 1 maja kasy fiskalne muszą mieć ci lekarze, którzy wykazali za ubiegły rok co najmniej 40 tys. zł obrotu. A takich, jak się okazuje, jest mniejszość. Na Podkarpaciu znajduje się ponad 4 tys. prywatnych gabinetów lekarskich. Spośród nich kasy zgłosiło ponad 700 - zaledwie 17,5 proc.
W Wielkopolskiej Izbie Lekarskiej zarejestrowanych jest 6,8 tys. praktyk lekarskich i ok. 2 tys. stomatologicznych. W ilu z nich jest kasa? Izba Skarbowa w Poznaniu podaje, że do 1 maja zarejestrowała 1536 sztuk. Ale łącznie - policzyła lekarzy i prawników.
Natomiast prawnikami jest jeszcze gorzej. Zobowiązanie montowania kas fiskalnych mają tylko ci, którzy przekroczyli 40 tys. zł przychodów świadczonych osobom fizycznym. Kancelarie pracujące głównie dla firm nie muszą mieć kas. Radcowie prawni i adwokaci musieli więc przed majem policzyć swój uzysk z indywidualnych klientów. Ale jeśli ktoś je ewidencjonuje, to znaczy, że płacił od nich podatki - kasa więc na nic się zda. A ci, którzy biorą od klientów pod stołem, oczywiście się do tego przyznawać nie będą.
Najczęściej paragon fiskalny ląduje w koszu
- Zakupiłem kasę fiskalną, taką lepszą. Posiada współpracę z komputerem, w związku z czym nie ma potrzeby przechowywania rolek papieru. Kosztowała 3 tys. zł. Jednak nikt nie prosi o paragon. Rejestratorka każdemu daje paragon, ale zaobserwowaliśmy, że pacjenci od razu wyrzucają je do kosza. Kosz po każdym dniu wizyty jest wypełniony kwitkami - opowiada lekarz z południa Polski (specjalista chorób wewnętrznych, przyjmuje trzy razy w tygodniu, w sumie przez 20 godzin). - Obecnie nie widzę żadnych efektów wprowadzenia tego obowiązku - poza tym, że sam wydałem pieniądze na kasę, przeszkolenie, a rejestratorka, która ją obsługuje, traci czas na obsługę. Budżet państwa na tym według mnie nie skorzysta.
Podaje, iż w poprzednim roku zapłacił 7,3 tys. zł podatku. Po pierwszych miesiącach tego roku ocenia, że teraz zapłaci podobną sumę. Przy tym nie zwiększył opłat za wizytę, choć słyszał, że niektórzy koledzy zechcą sobie zrekompensować koszt zakupu kasy wyższymi stawkami.
- Dla mnie zakup tej kasy był niczym konieczność wyposażania samochodu w gaśnicę. Trzeba ją mieć, bo takie są przepisy, ale korzyści z tego marne - mówi.
Jednak w jakim momencie kasy miałyby sens?
- Jedynie wówczas, kiedy pacjent będzie miał możliwość odpisać sobie wydatek na prywatną wizytę lekarską od podatku - ocenia. - Wtedy służby skarbowe będą mogły na tej podstawie skutecznie kontrolować, czy rzeczywiście lekarz wbija na kasę wizytę pacjenta. Teraz, teoretycznie, lekarz może tego nie robić. Pacjenci nie proszą o paragon, bo nie jest on im do niczego potrzebny. To po prostu śmieć.
Nabijam na kasę fiskalną, gdyż się boję
Lekarze i prawnicy, z którymi rozmawiała "Gazeta", uważają, że wprowadzenie kas sprawiło, że czują znacznie większy respekt przed fiskusem.
- Teoretycznie mógłbym jej nie instalować, bo progu 40 tys. zł nie przekroczyłem - mówi adwokat ze stutysięcznego miasta. - Ale przyjdzie klient, zobaczy, że nie mam kasy, napisze do urzędu skarbowego. Po co mi kontrola? Dlatego kupię kasę, chociaż nic się dla mnie nie zmieni.
Opowiada stomatolog z południa Polski (prowadzi praktykę prywatną od 20 lat, nie pracuje w przychodni publicznej. Miesięcznie ma ok. 18 tys. złotych obrotu. W ciągu ostatnich dwóch lat kupił sprzęt za blisko 500 tys. zł. Przyjmuje cztery dni w tygodniu przez cały dzień): - Do tej pory rozliczałem się na zasadach ogólnych. Od maja mam nie jedną kasę, a dwie. Kosztowały po 1,5 tys. zł. Kupiłem drugą na wszelki wypadek, bo na forum internetowym przeczytałem, że w razie awarii maszyny konieczne jest zawieszenie działalności. Dla mnie to tylko uciążliwość, bo wcześniej rzetelnie wpisywałem każdego pacjenta do książki, a teraz tak samo każdego "wbijam" w kasę.
Stomatolog wie, że niektóre gabinety w związku z wprowadzeniem kas podniosły ceny o 10-20 proc. Domyśla się, że nie chodzi o pokrycie zakupu kasy.
- Wcześniej niekoniecznie wpisywali pacjentów i płacili podatek. Teraz jednak się boją i wbijają - ocenia. Przypomina głośny przypadek sprzed kilu lat, gdy kioskarka nie wbiła na kasę 10 gr i dostała 500 zł grzywny.
- Kasy fiskalne są w sklepach, kioskach, taksówkach, dlaczego ma ich nie być w gabinetach lekarskich? Nie można faworyzować jednych grup kosztem innych - mówi Ryszard Choroś, znany zielonogórski stomatolog, który od lata prowadzi prywatny gabinet (kupił kasę za 1,5 tys. zł).
Część gabinetów dentystycznych dalej nie ma kas. Dentyści twierdzą, że nie przekraczają 40 tys. zł rocznych obrotów. W dużych miastach trudno w to uwierzyć. Jeśli w Warszawie najtańsza plomba kosztuje ok. 110 zł, a dentysta przyjmowałby tylko trzech klientów dziennie i pracował tylko 250 dni w roku, to i tak wychodzi ponad 75 tys. zł rocznych obrotów. Pewnie jest kwestią czasu, kiedy lekarzy i prawników dotknie jakaś zorganizowana akcja fiskusa. Co jakiś czas urzędnicy skarbowi organizują takie spektakularne kontrole, które mają zwiększyć "kasową" dyscyplinę. Zimą odwiedzali miejscowości w górach, latem - nad morzem. Liczba mandatów wręczanych za niewbijanie na kasę rośnie, ale skala zjawiska wciąż jest ogromna. Jedyna pociecha, że we Włoszech czy w Grecji jest jeszcze gorzej. We Włoszech kilka lat temu uchwalono prawo nakazujące klientowi brać paragon. W promieniu kilku metrów od sklepu urzędnicy skarbowi mieli prawo kontrolować klientów i za brak paragonu dawać mandat. Po kilku latach przepisy zniesiono - nie były zbyt skuteczne. (Źródło: Gazeta Wyborcza, autor artykułu: Rafał Zasuń, data artykułu: 04.07.2011)
Treść artykułu dotyczy stanu prawnego obowiązującego w czasie, kiedy powstała oryginalna publikacja w piśmie.