Faktem jest, iż ostrzeżenia pasażerów na przystanku - przyznaję - zignorowałam. Ponieważ nie mieściło mi się jakoś w głowie, że w stolicy, jakby nie patrzeć europejskiego kraju, może być kłopot z kupieniem biletu na autobus. Wątpiłam w to, bo takiego problemu nie ma ani we Wrocławiu - gdzie jeżdżę autobusem, a bilety kupuję w automacie na przystanku, ani w Opolu - gdzie jak nie kupię biletu w kiosku (co jest oczywiście możliwe), to wydrukuje mi go kierowca w autobusie. To naprawdę nie jest skomplikowane. Każdy kierowca powinien mieć możliwość wydrukowania biletu poprzez kasy fiskalne w autobusie i dzięki temu można jeździć komunikacją miejską zgodnie z prawem i obyczajem, nawet jeśli kioski są pozamykane, a miasto właśnie wprowadziło podwyżki. Nie powoduje to - tak jak w Warszawie - ogólnomiejskiego kryzysu.
Z tym kryzysem to nie przesadzam, naprawdę. Bo jak otworzyłam miejską prasę, to się okazało, że nie tylko ja mam w Warszawie problem z biletami. Mają go też sami warszawiacy. Myślałam nawet przez moment, że te bilety to może jakieś wyjątkowe są - wiadomo, jak to w stolicy. Że można na nie do muzeum wejść. Że może są tak zaprojektowane, że w ramki je ludzie oprawiają. Albo że są tak zaawansowane technicznie, że można nimi samochód odpalić albo chociaż konserwę otworzyć... Sama nie wiem. Szukałam po prostu usprawiedliwienia dla faktu, że moja stolica, mojego praworządnego kraju zmusza mnie do łamania przepisów. A tak być przecież nie powinno. Jakże wielkie było moje rozczarowanie, kiedy się okazało, że to najzwyklejsze w świecie bilety i że kłopot z nimi siedzi za pewne nie w parametrach technicznych, tylko w głowach urzędników.
Piszę więc ten donos i ciągle zachodzę w głowę jak to jest, że w mieście takiej wielkości jak Warszawa jest tak duży kłopot z tak małym biletem. I jak to jest, że sami warszawiacy, z których kieszeni miejska komunikacja jest przecież utrzymywana, są zmuszani do tego, żeby naciągać i oszukiwać Zarząd Transportu Miejskiego. Drodzy warszawiacy, wiszę wam 2,60 zł i zapraszam do Opola - tam na gapę nie pojedziecie. ( Źródło: warszawa.gazeta.pl, autor artykułu: Anita Dmitruczuk, data artykułu: 25.08.2011)
Treść artykułu dotyczy stanu prawnego obowiązującego w czasie, kiedy powstała oryginalna publikacja w piśmie.