wtorek, 30 listopad 1999 01:00

Komu potrzebne są "miedziaki"?

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Komu potrzebne są "miedziaki"?

 

Do reklamowych tricków, które mają wywołać uczucia taniości u kupujących, jako ceny zakończone na 99 groszy zdążyliśmy już dawno przywyknąć. Przecież to wspaniałe uczucie  zapłacić za nowy telewizor 999,99 zł, a nie  czterocyfrową sumę 1000 zł!

Praktycznie cała psychologia bierze w łeb, ponieważ rzadko kiedy komiczna groszowa reszta jest wydawana.

Obecnie bardzo często przy kasie usłyszymy: "grosz będę pani/panu winna" lub "grosz odda pani/pan przy okazji". Z reguły w dwie sekundy po takich deklaracjach obie strony transakcji już nie pamiętają o długu, a opłacony paragon z kasy zaokrągla się do niekłopotliwej kwoty. Przecież życie byłoby bardziej proste bez najdrobniejszych miedziaków?
Nie biorąc pod uwagę nielicznej warstwy oligarchii zarabiającej od kilku średnich krajowych wzwyż i obracającej wielokrotnościami 10 zł, społeczeństwo doświadcza puchnących portfeli, jednak nie przez   raptowne podwyżki płac. Kumulują się z każdorazowych zakupów miedziane drobniaki (w wypadku, gdy nie zaistnieje w/w deklaracja przyszłej spłaty zadłużenia), z których największy pożytek mieliby młodzi adepci cymbergaja w wieku od 4 do 7 lat. Jak piasek w rzecznych zakolach odkładają się 1-, 2- i 5-groszowe nominały, posiadające siłę nabywczą bilona u schyłku komuny (inaczej mówiąc żadną). Różnica jest taka, że 20 lat temu posiadający pełne pomysłu głowy Polacy wpychali tamte blaszki w automaty do gry na promach skandynawskich (czyli mówiąc prościej zamienniki np. duńskich koron), a dziś nie istnieją nawet automaty TP SA, które przyjęłyby 5 groszy zgodne wymiarem z o wiele droższymi żetonami.
Toniemy w groszach

, grosze nas obciążają, groszy takich nie sprzedamy na złom (ba, gdyby była to czysta miedź...), zostaniemy skazani na ich posiadanie i przekazywanie dalej. Z reguły o ładne kilkanaście sekund przedłuża się obsługa każdego klienta w sklepie spożywczym, ponieważ sprzedawcy handlujący przez kasy rejestrujące błagalnie pytają o te śmieszne końcówki w celu łatwiejszego wydania reszty. Dłuży się wygrzebywanie z zakamarków pugilaresów doprowadzające w razie niepowodzenia do werbalnego określenia długu do spłacenia przy okazji będącej efemerydą już przy kasie. Organizowane są bardzo często, jakże szczytne imprezy typu "góra grosza", ale trzeba współczuć woluntariuszom liczącym uzbierane ciężarówki menniczego quasi-złomu.
Bardziej postępowi w tej kwestii są pospolici straganiarze prowadzący kramiki owocowo-warzywne i rzadko kiedy bawiący się w kołomyje związane z paragonami fiskalnymi. Tam kwoty rozliczenia już od dawna zaokrąglane są do 5 bądź 10 groszy i nikt na tym nie jest stratny. Statystycznie rzecz biorąc stosowanie zaokrągleń raz w dół raz w górę daje sumaryczny bilans koncentrujący się wokół zera wraz z rosnącą liczbą transakcji. Nie ma tu pola do bogacenia się, chyba że nastąpi notoryczne zawyżanie w górę (przerabiane w wielu krajach rezygnujących niegdyś z rodzimej waluty w imię przystąpienia do strefy euro - zostało to swego czasu solidnie oprotestowane).
Te zdroworozsądkowe, oddolne ułatwienia rozliczeń są w rzeczywistości odzwierciedleniem procedur wdrożonych już w niektórych krajach naszego regionu. Np. na Węgrzech już od 2006 r. wycofano bilon o nominałach 1 i 2 forintów, a wszelkie rachunki zaokrąglane są do 5 forintów (około 8 gr). Pozostałe w obiegu 5-forintówki również traktowane są co najmniej komicznie: na przykład w słynnej z wiadomych produktów miejscowości Tokaj można skorzystać z maszyny wytłaczającej z owej monety pamiątkową eliptyczną blaszkę z odciśniętym regionalnym motywem. U nas takie traktowanie prawnego środka płatniczego otarłoby się o paragraf, jednak węgierska inicjatywa wydaje się pomysłowa.
W Czechach elementarnym krokiem postąpienia jest 1 korona opiewająca na ok. 16 groszy (halerze de facto nie uczestniczą w obiegu, a jeśli już to na głębokiej prowincji i zakrawa to na folklor). Nawet w Rumunii, gdzie przeciętna płaca ledwie sięga połowy polskiej, praktycznie nie używa się blaszek o nominałach poniżej 10 bani (1 lej będący równowartością 100 bani kwotowany jest prawie na równi ze złotym).
Podsumowując, w atmosferze drukowania taniego pieniądza deflacja nam nie grozi, a nadreprezentatywność klepaków w portfelu Polaka-szaraka zamiast efektu bogactwa rodzi jedynie efekt fizycznego przeciążenia. Dlatego należałoby powoli rozpocząć publiczną dyskusję nad celowością dalszego utrzymywania w obiegu nominałów niższych od 10 groszy. Ułatwienie rozliczeń byłoby bezdyskusyjne bez uszczerbku dla stron transakcji. Niewykluczone, że kwestia ta z czasem stanie na najwyższych forach europejskich, gdyż 5 eurocentów dla Niemca czy Francuza ma mniej więcej taką samą siłę nabywczą, co nasze 5 groszy. (autor: Bartosz Stawiarski, Wealth Solutions, data artykułu:  18.10.2009, źródło: wyborcza.pl)

 

Treść artykułu dotyczy stanu prawnego obowiązującego w czasie, kiedy powstała oryginalna publikacja w piśmie.

drukarki fiskalne

drukarka fiskalna

Czytany 2272 razy Ostatnio zmieniany czwartek, 24 maj 2012 13:18
Copyright © 2007-2024 Kasy i drukarki fiskalne, sprzedaż, serwis, obsługa. All rights reserved.
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!

Zaloguj się do swojego konta