Co przyczyniło się do tego, iż ustawodawca tak bezwzględnie podszedł do tej sprawy? Sygnał w całości wyszedł z samych gmin, które nie radzą sobie z ulicznym biznesem kupieckim. Nadmorskie miejscowości, jak choćby Kołobrzeg, próbowały walczyć z kramami, które lokują się przy promenadach i uliczkach spacerowych. Inni mają dość handlarzy blokujących przejścia podziemne, dojścia do dworców kolejowych, portów lotniczych itp. Gminy mają problemy także z tymi, którzy przy centrach handlowych albo targowiskach blokują swoimi towarami chodniki, stwarzają zagrożenie w ruchu drogowym.
Autorzy nowelizacji wskazywali na negatywne skutki nielegalnego handlu. Np. że do obrotu wprowadzane są towary niewiadomego pochodzenia, łamane jest prawo związane ze spokojem i porządkiem publicznym, że handlarze stanowią nieuczciwą konkurencję, w końcu - że ich działalność zakłóca estetykę i harmonię przestrzeni publicznej.
I choć prawie każdy z nas doświadczył skutków bałaganu wynikającego z takiego handlowania, to idę o zakład, że nowy przepis, a zwłaszcza jego egzekutorzy, spotkają się - mówiąc najłagodniej - z niechęcią.
- My jesteśmy powołani do przestrzegania prawa i nowe, zaostrzone przepisy będziemy musieli stosować - stwierdza komendant płockiej straży miejskiej Andrzej Wochowski. - Z drugiej strony chce się od nas zmiany wizerunku na bardziej przyjazny dla mieszkańców. No... ta nowelizacja nam w tym nie pomoże.
Prawdą jest, iż "ściganie babci z pietruszką" jest jednym z największych zarzutów, jakie nadpływają w kierunku strażników. Jednakże Wochowski informuje, iż do każdego przypadku podchodzi indywidualnie, tak jak się uczył w szkole policyjnej.
- Komu ci ludzie z pietruszką, jajkami, kalafiorem przeszkadzają? - denerwuje się moja koleżanka, która bardzo sobie ceni, że może takie zakupy zrobić niemal tuż przed klatką schodową.
- Guzik tam świeże, prosto od kury - odpiera z kolei znajomy sklepikarz, pokazując na ustawione pod rurami wydechowymi na parkingu skrzynki z warzywami, owocami i nabiałem. - To nie są żadni rolnicy, ja ich znam! Spotykam ich co rano na giełdzie, kupują towar jak i ja, a potem tu mi się rozkładają. Ludzie wolą kupować od nich, bo im się wydaje, że to prosto ze wsi, nawet jak mają drożej. Ale to ja muszę zapłacić wysoki czynsz za lokal, wszystkie opłaty, musiałem zainstalować kasy fiskalne i ja odprowadzam podatki. Jest to całkowicie nieuczciwe!
Parking z minibazarkiem, o którym mowa, jest prywatny, więc nowe przepisy go nie dotyczą. Jednak płoccy radni uchwalili, że od każdego, niezależnie gdzie w obrębie miasta handluje bez zezwolenia, należy pobrać opłatę targową w wysokości 150 zł.
- I to znów nasze zadanie - mówi komendant Wochowski. - Tak, strażnicy pobierają te opłaty, ale w niektórych przypadkach nie przynosi to żadnego efektu, bo są osoby, które stale i w tym samym miejscu handlują. Jedni płacą, inni nie - wtedy sprawę przekazujemy do ratusza, który w trybie administracyjnym wysyła wezwania do zapłaty.
Kobieta, od której czasem kupuję jajka - duże, świeże i smaczne w każdej postaci - nie cierpi strażników. - Chodź pani tutaj, za róg - powiada przy każdym zakupie - bo znów tu przyjadą, niech się czym innym zajmą!
"Moja" pani od jaj pojawia się w swoim miejscu niecodziennie, przynosi w koszyczku kilka mendli - czasem trzy, czasem siedem. W najlepszym razie zarobi w ciągu dnia jakieś 70 zł. Na 150 zł opłaty targowej jej nie stać. Ale ludzie są zadowoleni, czekają na nią, bo takich jajek w sklepie się nie dostanie. Choć prawda - nie mam pojęcia, w jakich warunkach są hodowane kury, które je znoszą, czym są karmione itp.
Ciekawe, czy da się wyeliminować proceder, kiedy są odbiorcy? Możliwe, iż zapowiada się prawdziwa walka Dawida z Goliatem. Choć od paru dni widać, że w Płocku przy al. Jachowicza (teren gminy) przed targowiskiem Targpolu (teren prywatny) prawie już nie ma handlujących. - To z naszej inicjatywy doszło do spotkania osób tam sprzedających płody rolne czy nabiał z kierownictwem Targpolu i przedstawicielami weterynarii - twierdzi Wochowski. - Postulowaliśmy, żeby mieli godne warunki do sprzedawania swoich towarów. Teraz mogą wejść na rynek i tam sprzedawać zupełnie za darmo, ale... niektórzy nie chcą!
- Bo mówią, że jak są na terenie targowiska, to klienci ich nie widzą - dołącza Małgorzata Rachowicz-Kwiatkowska, prezeska Targpolu. - Kiedy jednak stoją na Jachowicza przed rynkiem, na nieuczciwą konkurencję skarżą się właściciele pawilonów spożywczych, którzy na bazarze mają lokalizację w pobliżu wejścia z tej strony.
Rachowicz-Kwiatkowska potwierdza, że kupcy-rolnicy dostali propozycję bezpłatnego handlowania. Ale są wśród nich nie tylko producenci, ale także osoby, które handlują płodami skupowanymi na wsiach od rolników. Ci zaś muszą już mieć zarejestrowaną działalność gospodarczą i podlegać ogólnym zasadom handlu.
Natomiast opłaty targowe na rynku są naprawdę niewygórowane. Za wynajęcie stołu o pow. 2 m kw. dziennie trzeba zapłacić 4 zł. Taki stół mogą zająć dwie różne osoby i wyjdzie po 2 zł dla każdej z nich. Dla tych, które mają do zaoferowania kilka pęczków rzodkiewki, natkę pietruszki czy kilka kwiatków, Targpol udostępnił wejście na rynek od strony Królewieckiej. Opłata - złotówka.
Dlaczego więc osoby wybierają narażanie się na surowe kary i przeganianie niż w przyzwoitych warunkach handlować legalnie? - Na spotkaniu mówili, że przywożą to, co sami w swoich gospodarstwach wyprodukują, niewielkie ilości, a spełnienie warunków weterynaryjnych, poddawanie np. hodowli kur kontroli weterynarza czy konieczność sporządzania planu inwestycyjnego to bardzo duże koszty, na które ich nie stać - opowiada prezeska Targpolu. - Ze strony weterynarii padły argumenty, że ten koszt to ok. 100 zł. Rolnicy na to, że za każdą wizytę weterynarza muszą płacić oddzielnie. Będą następne spotkania, handlujący mają sobie wszystko raz jeszcze przemyśleć. Na razie zdecydowana większość przeniosła się na nasz teren. Bezpłatnie.
Jednakże, gdy w życie wejdą przepisy wykonawcze, nie będzie przeproś. Wówczas uliczny i nielegalny handel nie będzie się opłacał, choć życie uczy, że pomysłowość handlarzy może nas jeszcze zaskoczyć. Tym bardziej że wielu z nas lubi u nich kupować i chwali sobie te zakupy.
Dodajmy na koniec, że nowych przepisów nie stosuje się "do sprzedaży grzybów, owoców leśnych i płodów rolnych poza administracyjną granicą miasta".
(Źródło: http://plock.gazeta.pl, autor artykułu: Anna Lewandowska, data artykułu: 27.11.2011)
Treść artykułu dotyczy stanu prawnego obowiązującego w czasie, kiedy powstała oryginalna publikacja w piśmie.