Przyznaj, jestem przeciwny wszelkim 'akcjom' organizowanym przez administrację publiczną, gdyż uważam, iż nadzór winien być bieżący i obejmować swoim zasięgiem wszystkich. Wszelkie akcje mają to do siebie, iż kontrolowani są tylko wybrani podatnicy, z reguły ciągle ci sami. Akcyjność zwykle oznacza też działanie 'na wynik', co i w tej akcji daje się zauważyć. Choćby poprzez dyskusyjny sposób wykrywania. Słyszy się o kontrolujących, którzy stosują coś w rodzaju policyjnej prowokacji albo zakupu kontrolowanego, które to procedury są - co do zasady - niedostępne dla administracji podatkowej. Zachowanie samych kontrolujących zwykle wygląda następująco: do sklepu wchodzą dwie osoby, pierwsza kupuje jakiś drobiazg, kładzie odliczone pieniądze na ladzie i 'ucieka' ze sklepu, nie biorąc paragonu emitowanego przez kasy fiskalne, a często nawet nie czekając na jego wydrukowanie. Na to tylko czeka druga osoba, która natychmiast wyciąga legitymację i... żadne tłumaczenia sprzedawcy już nie pomogą. Właśnie te działania to nie jest już nawet zakup kontrolowany, czy też prowokacja. Jest to rzeczywista produkcja winnych. Kontrolujący proponują złapanym na gorącym uczynku sprzedawcom mandat w wysokości 200 zł.
Z własnego doświadczenia wiedzą, iż osoby ukarane wolą przyjąć mandat, nie targować się i mieć święty spokój, niż wejść w spór z organami skarbowymi. Tym bardziej że taki spór i postępowanie karnoskarbowe jest wielokrotnie droższe niż sam mandat, a jego wynik zawsze niepewny.
(Źródło: rp.p, autor artykułu: Sławomir Sadocha, data artykułu: 07-09-2011)
Treść artykułu dotyczy stanu prawnego obowiązującego w czasie, kiedy powstała oryginalna publikacja w piśmie.