Faktem kolejka długa, jednak kulturalne towarzystwo
O 9.20 dotarłam na miejsce. Przywitała mnie kilkudziesięcioosobowa kolejka - pierwsi stali w niej od 7.30.
Jednak optymizm mnie nie opuszczał. Czynne są dwie kasy, towarzystwo najlepsze z możliwych - ludzie kulturalni, wykształceni, inteligenci, melomani itd. Skoro kolejka taka długa i taka zacna, widać warto w niej stać.
Po godzinie nie ruszyłam się z miejsca. Niby od razu znalazła się aktywistka, która pro bono podjęła się dyrygowania tłumem, ale większość osób, podchodząc do okienka, nie wiedziała nawet, jakie opcje abonamentowe są możliwe, a co dopiero, która z nich jest dla nich najlepsza. Foldery z opisem abonamentów były wystawione na stoliku w widocznym miejscu. Zwątpiłam nieco w inteligencję inteligentów.
Jednak ta pani w ciąży tu nie stała
Po dwóch godzinach w głównym wejściu ukazała się ona, kobieta w ósmym miesiącu ciąży z dwuletnią dziewczynką na ręku. Zapadła cisza, a potem przez kolejkę przebiegł złowrogi szmer. Sympatyczny pan w okularach (do mety miał dalej niż bliżej) wskazał kobiecie kasę i zaproponował, aby kupiła bilety bez kolejki. Podziękowała i ruszyła we wskazanym kierunku. Dwie eleganckie kobiety po trzydziestce, które od mety dzieliły minuty, ruszyły w pogoń.
W całości cytuję wiernie, notowałam na bieżąco.
- Pani tu nie stała. Ja jestem tolerancyjna, sama kiedyś byłam w ciąży, ale bez przesady! Zaraz wkroczy tu dziesięć takich jak pani i co zrobimy?! - pierwsza.
- Trzeba było męża przysłać - druga.
Jednakże bileterka nie reaguje.
Nadchodzi nieobecny podczas akcji mąż pierwszej. - Stoję tu kochanie tyle czasu, a tu przychodzi ta z brzuchem i myśli, że wepchnie się bez kolejki. Po moim trupie.
- Abonament do filharmonii to nie artykuł pierwszej potrzeby, proszę pani.
- Ja się z paniami zgadzam - aktywistka. - Bo gdyby tu nagle wjechał człowiek, który ma problemy z chodzeniem, to co - też będziemy musieli go wpuścić? Przecież my musimy stać. Proszę pójść na koniec kolejki.
- Dziękuję. Poczekam tutaj. Może ktoś mnie jednak przepuści - kobieta w ciąży.
Pani sprzedająca bilety przekazuje jej dyskretnie kartkę, na której ma zanotować swoje dane do kwitów abonamentowych. Melomani najbliżej mety pogrążeni są w wyczerpujących rozmyślaniach na inny temat.
Zbieram się, aby zapytać każdego z nich wprost, czy przepuści kobietę w ósmym miesiącu ciąży (sama jestem wciąż na starcie, więc niewiele mogę zaoferować). W tym momencie mężczyzna stojący blisko kasy rusza do kobiety w ciąży i proponuje, aby usiadła - "a jak tylko będzie moja kolej, wpuszczę panią przed siebie".
Wrogi pomruk. Jeden z inteligentów dostaje furii i buczy. Animatorka wkracza do akcji.
- Proszę się nie denerwować. Ja też byłam przeciwna, ale widzi pan, znalazł się naiwny i co poradzić?
- Policję wezwać - ktoś (serio) z końca kolejki.
- Rozumiem, że pan ma dobre serce, ale jest też jakaś elementarna uczciwość - furiat do mężczyzny, który zaoferował pomoc. - Czy zapytał pan innych w kolejce, czy zgadzają się, żeby pan wpuścił tę panią? To po prostu nieuczciwe!
- Bardzo państwa proszę, ta pani przecież nie może się denerwować, jest w ciąży - mężczyzna.
- A co z nami?! Ja mam nadciśnienie! - ktoś z końca.
- Przecież każdy z państwa kupuje pewnie nie tylko dla siebie, to ja kupię dla tej pani - mężczyzna.
Kulturalne rozluźnienie po awanturze
W tym czasie na końcu kolejki rozpoczyna się tajna narada. Po chwili występuje przewodnicząca.
- Może pan przepuścić tę panią, ale pod warunkiem, że sam stanie pan na końcu kolejki - przewodnicząca.
- To by było uczciwe - furiat.
Teraz ja dostaję furii i - zgoda, mało to finezyjne - ostrzegam furiata, że jeśli się nie zamknie, to zaraz go kopnę. W tym samym czasie nadchodzi kolej mężczyzny, czyli kobiety w ciąży. Ona akurat wie, jaki abonament chce kupić, więc zajmuje to nie więcej niż dwie minuty. Po jej wyjściu zapada atmosfera rozluźnienia. Kolejkowicze wracają do kulturalnych konwersacji, z rzadka nerwowo zerkając na główne wejście. Na szczęście do 13.30 nie pojawia się w nim żaden niepełnosprawny.
Stałam w kolejce ponad cztery godziny. W czwartej sympatyczna kobieta stojąca przede mną chciała skorzystać z toalety. Pracownicy Filharmonii jej tego odmówili i wysłali do pobliskiej knajpy. Niestety, nie miałyśmy już sił na kolejną awanturę i sąsiadka z pokorą skorzystała z rady. Chwilę później zepsuła się kasa fiskalna i jedno z dwóch okienek zostało zamknięte. Były dwie kasy fiskalne, teraz nagle została jedna. Siły nam wróciły, bo zawisła nad nami groźba przerwy obiadowej o godzinie 14. Bileterka od popsutej kasy też zdradzała już syndromy załamania nerwowego.
- Ja nie chcę z panią dyskutować. Ja po prostu apeluję o współpracę - kobieta z kolejki do bileterki.
- Pomożecie? - ktoś z końca.
Pomogło. Kasa fiskalna cudem ozdrowiała. Ja będę jeszcze chorowała długo. Widziałam coś, o czym czytałam w powieściach, wspomnieniach i na lekcjach historii. Tzw. porządnych ludzi w stanie utraty uczuć wyższych. (Źródło: warszawa.gazeta.pl, autor artykułu: Magdalena Żakowska, data artykułu: 09.09.2011)
Treść artykułu dotyczy stanu prawnego obowiązującego w czasie, kiedy powstała oryginalna publikacja w piśmie.